przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

Awantura o kontrakty. Położna mówi, że wyzysk a prezes zaprzecza

Z MIASTA


2015-06-12 00:54
87566

– Wyzysk bez opamiętania – tak o pracy na kontrakcie w gorzowskim szpitalu mówi położna Barbara Rosołowska. Sprawę nagłośnił na sesji radny sejmiku Marek Surmacz. Co na to lecznica? Prezesa Piotra Dębickiego dziwi alarm, bo od lat wszyscy znają warunki.  

– Nie dam rady już tak pracować. Jestem przygotowana na zwolnienie, dlatego nie boję się głośno mówić o nieprawidłowościach – zaznacza z żalem portalowi Barbara Rosołowska. Położna zanim trafiła na Dekerta kilkanaście lat pracowała w szpitalu w Kostrzynie. Ale... 2007 rok i prywatyzacja – zwolniono ją z dnia na dzień. Dwa lata szukała pracy w zawodzie. Znalazła w Gorzowie – w szpitalu wojewódzkim był potrzebny personel. Jako położna mogła pracować na oddziale dziecięcym. Jednak w 2009 roku, za dyrektora Andrzeja Szmita, w grę wchodziła tylko umowa cywilnoprawna – nie przyjmowali na umowę o pracę. Zapowiadano restrukturyzację i cięcia. Choć nie był to najgorszy okres dla szpitala to dyrekcja oferowała tylko i wyłącznie samozatrudnienie.  
 
Dobra stawka do czasu 
Pani Barbara sama przyznała, że dostała dobrą stawkę – 28 zł na godzinę. Ponadto na początku obowiązywała ją niska składka ZUS. – Tak sformułowana umowa cywilnoprawna po prostu się opłacała – przedstawia sytuację swoją i koleżanek, które wówczas zaczęły pracę w szpitalu B. Rosołowska. Ale były też minusy: na takich warunkach pani Barbara musiała wypracować minimum 168 godzin w miesiącu czyli więcej niż na etacie. Ponadto gdy zachoruje i pójdzie na zwolnienie musi się liczyć ze znacznie mniejszym uposażeniem. Do tego już od lat sama opłaca pełny ZUS, odprowadza podatki, korzysta z usług księgowej. Przy tym za ewentualne błędy – tych nikt nie jest w stanie wykluczyć – odpowiada przed sądem cywilnym. – Wkuwam się w żyłę, dawkuję i podaję leki. Jak każdy mogę popełnić błąd – praca odpowiedzialna, bo w grę wchodzi życie i zdrowie pacjenta – podkreśla. Tymczasem formalnie nie jest pracownikiem szpitala – jedynie wykonuje usługi pielęgniarskie na rzecz placówki. To z kolei wcale nie oznacza, że jej zakres obowiązków jest mniejszy niż koleżanek na umowie o pracę.  
 
B. Rosołowska w szpitalu ma 14 dyżurów w miesiącu, każdy po 12 godzin. Gdy zaczynała pracę zarabiała 28 zł na godzinę – tak było przez rok. Potem kierownictwo lecznicy systematycznie zmniejszało kwotę aż do 24 zł. Niedawno stawka wzrosła o złotówkę. To oznacza, że obecnie pani Barbara ma 4.200 zł minus 1100 zł ZUS-u, 100 zł wydatków na księgowość oraz podatek i koszty dojazdu z Kostrzyna. Zatem faktycznie zostaje jej nieco ponad 2000 złotych. – Czuję się okradana, to śmieszne pieniądze za taką odpowiedzialność – zwierza się z żalem portalowi.
 
Szpital: jasne zasady od lat 
Jak widzi sprawę Piotr Dębicki, wiceprezes szpitala w Gorzowie? – W 2009 roku były stanowiska pielęgniarek był też konkurs na ich obsadę – zasady były jasne, czytelne, wszystkim powszechnie znane. Pani Rosołowska wygrała i pracuje, a to oznacza, że zgodziła się na warunki i została podpisana umowa cywilnoprawna – przedstawia sytuację.      
 
W szpitalu w podobnej sytuacji jest około 150 pielęgniarek i położnych – właśnie tyle spośród 800 jest zatrudnionych na umowie cywilnoprawnej. Nowe zasady wprowadzono za czasów dyrektora Andrzeja Szmita. Wtedy też część personelu przeszła ze starych umów na kontrakty, oceniając, że to może być korzystne finansowo. Chodziło o dodatkowe dyżury – teraz zdarza się, że pielęgniarki pracują w kilku miejscach, nawet powyżej 200 godzin w miesiącu. – Sytuację wymuszają niskie zarobki. Taka forma zatrudnienia doprowadza do tego, że ludzie pracują ponad siły – zwraca uwagę B. Rosołowska. 
 
Bez urlopu od siedmiu lat?
Czy faktycznie od siedmiu lat – co sugerował wiceprzewodniczący sejmiku – pani Barbara nie była na urlopie? – Na takim jaki przysługuje na umowie o pracę, rzeczywiście nie – odpowiada położna. Ale od razu wyjaśnia: – Jestem na oddziale infekcyjnym zatem zdarzało się, że byłam na zwolnieniu lekarskim. Gdy chciałam wyjechać gdzieś na dłużej to komasowałam dyżury i po czasie je wykorzystywałam – przedstawia sytuację. Raz się zdarzyło się, że wzięła dwa tygodnie wolnego, ale wtedy nic nie zarobiła i musiała zapłacić duży ZUS. Zatem gdy bierze urlop to nie zyskuje a nawet traci. Ocenia, że to trudna sytuacja – ma 27 lat stażu pracy, gdy jest zdrowie to jest wszystko w porządku, ale co gdy go zabraknie... Przyznaje, że na takiej umowie czuje się zagrożona.
 
Wiceprezes Dębicki zgodził się z oceną, że za zmianą formy zatrudnienia idą lepsze warunki socjalne – także te związane z urlopem wypoczynkowym. Ale zapewnił zarazem, że każdy z pracowników zatrudniony na kontrakcie bez problemu jest w stanie wypracować sobie wolne dni bez większej straty finansowej. Przyznał też, że położna ubiega się o zmianę formy zatrudnienia, ale szpital nie może sprostać jej oczekiwaniom.
 
Jest etat, ale nie dla położnej     
W ubiegłym roku szpital zatrudnił na kontrakt nową pielęgniarkę. Z kolei w maju inna zrezygnowała z etatu. Dyrekcja wbrew deklaracjom zmieniła nowej pracownicy warunki na korzystniejsze czyli umowę o pracę. Pani Barbara, przyznaje, że jest pewna różnica – przyjęli pielęgniarką a nie położną, ale formalnie obie panie mogą wykonywać swoje zadania na oddziale dziecięcym. – Pracuję już siódmy rok, ale nic z tego. Z kolei nowa koleżanka po pół roku dostała etat. To nieuczciwe – zauważa. Co ważne, B. Rosołowska już przed rokiem starała się o zmianę warunków na umowę o pracę, jednak nie było zgody prezesa Dębickiego. Wtedy stało się dla niej jasne, że nie ma wolnych etatów. Tymczasem niewiele później okazało się że, szpital bez przeszkód zatrudnił na umowę o pracę nową pielęgniarkę.  
 
Właśnie dlatego ponad miesiąc temu położna jeszcze raz złożyła podanie o etat. I co? Ciągle czeka na pisemną odpowiedź. Niby jest gotowa tylko bez podpisu prezesa. Do tej pory nic nie dostała. Poza sugestią naczelnej pielęgniarek, że jak nie pasują warunki to zawsze może się zwolnić. – Wmawia mi się, że nie dostanę etatu, bo jestem położną. Nie rozumiem takiego tłumaczenia, bo albo lepsze umowy dla wszystkich albo dla nikogo – podkreśla pani Barbara.  
 
Prezes Dębicki przyznaje, że w całej sprawie ważny jest fakt, że chodzi o położną a nie pielęgniarką. Dlaczego? Bo pielęgniarek w szpitalu brakuje. Stąd właśnie ostatni przypadek zatrudnienia na etat.    
 
Przed kilkoma dniami, 8 czerwca na sesji sprawę nagłośnił Marek Surmacz, wiceprzewodniczący sejmiku poinformował, że położna z Kostrzyna od siedmiu lat jest bez urlopu i bez bezpieczeństwa socjalnego. – Szpital, aby skutecznie przeprowadzić restrukturyzację wprowadził samozatrudnienie personelu medycznego – od lat słyszymy, że to tylko czasowe rozwiązanie, na okres najtrudniejszy – zaznaczył w rozmowie z portalem radny. Dodał, że władze województwa (samorząd jest organem prowadzącym dla szpitala) już dawno ogłosiły sukces restrukturyzacji, a położna nadal jest bez podstawowych praw pracowniczych.

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x