przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

Miasto w rękach architektów!? Górny: To chyba dobrze? [WYWIAD]

Z MIASTA


2015-03-12 08:01
62421

Dariusz Górny, prezes SARP i wiceprezes Izby Architektów

Dariusz Górny, prezes SARP i wiceprezes Izby Architektów (fot. Adam Oziewicz)

– Wielkim grzechem starej władzy było wyprowadzanie funkcji miastotwórczych poza centrum – uważa Dariusz Górny, prezes SARP i wiceprezes Izby Architektów. Nowy, przebudowany magistrat ma być kluczową próbą odwrócenia tego procesu.

Adam Oziewicz: Ilu architektów działa w Gorzowie?

Dariusz Górny, prezes SARP i wiceprezes Izby Architektów: – Oficjalnie nie prowadzimy takiej statystyki, ale według moich szacunków to około 90 osób.

Jak wielu jest w SARP-ie?

– 60. Jak sądzę około 30 architektów jest poza stowarzyszeniem. To albo starsze osoby już nie wykonujące zawodu, albo młodzi, którzy po prostu nie chcą udzielać się społecznie.

Skoro SARP zrzesza zdecydowaną większość miejscowych architektów to znaczy, że organizacja jest opiniotwórcza, a jej głos rzeczywiście liczy się w mieście...

– Zdecydowanie tak. Przynajmniej tak powinno być. Jednak w praktyce pozostaje jeszcze problem drugiej strony, czyli tych, którzy tę opinię zechcieliby wysłuchać i wprowadzać w życie. Oczywiście najwięcej do powiedzenia w dziedzinie inwestycji, urbanistyki, architektury mają władze miasta. Nasze doświadczenia z poprzedniego okresu nie są najlepsze...

To, że rozmawiamy to również efekt zmiany sytuacji w mieście. Mówienie o architekturze nabiera innego wymiaru – wraz z nowym prezydentem pojawiła się szansa na realizację postulatów środowiska architektonicznego. Czy gorzowski SARP ma wypracowany lub wypracowuje model współpracy z urzędem miasta?

– Mam nadzieję, że jesteśmy na dobrej drodze do tego, aby taki model wypracować. Jako środowisko zawodowe mocno zaangażowaliśmy się w kampanię wyborczą. Do samorządu miasta – wspieraliśmy „Ludzi dla Miasta”. Na listach „LdM-u” było przynajmniej sześciu architektów i kilkanaście osób silnie związanych z naszym środowiskiem.

Może wróćmy do sytuacji sprzed wyborów. Teraz jesteśmy w komfortowej sytuacji – wiemy, co się stało, kto tak naprawdę wygrał samorząd, jest nowy prezydent. Patrząc jeszcze z tamtej, przedwyborczej, perspektywy – jakie były motywy zaangażowania się w kampanię wyborczą?

– To oczywiste. Było bardzo nieciekawie na linii SARP urząd miasta – ostatnio nie było żadnego porozumienia. Od lat z roku na rok byliśmy spychani coraz bardziej na margines. Prezydent Jędrzejczak zlikwidował funkcję architekta miejskiego. Przestało działać miejskie biuro planowania przestrzennego – bardzo ważny zespół dla rozwoju Gorzowa. Ale to, co nas najbardziej bolało to kwestia jakości otaczającej nas przestrzeni i jej powolna degradacja. Kolejne decyzje podejmowane w urzędzie nie rokowały najlepiej. Były w sprzeczności z naszymi sugestiami i posiadaną wiedzą. Kolejne spektakularne inwestycje były lokowane tak, że ostatecznie przyczyniały się do rozbijania tkanki miejskiej. Filharmonia w dziurze, urząd na Zawarciu, Nova Park – to najbardziej jaskrawe przykłady złych decyzji. Z kolei kluczowe sprawy związane z zagospodarowaniem ścisłego centrum leżały w szufladzie, a wiele obiektów popadło w ruinę.

Krótko mówiąc, było to votum nieufności dla prezydenta i jego urzędników, na które zapracowali sobie od lat?

– Tak można powiedzieć. Prezydent Jędrzejczak po wygraniu poprzednich wyborów zadeklarował, że nie będzie ponownie kandydował na urząd, my tę obietnicę potraktowaliśmy bardzo poważnie. Stąd nasze wsparcie dla „LdM-u”. Liczyliśmy, że z nową władzą uda nam się nawiązać lepszy kontakt i wyciągnąć miejską przestrzeń ze stanu krytycznego, bo wymagał natychmiastowych działań. Co ważne, wtedy nie mieliśmy żadnych gwarancji, że operacja wyborcza się powiedzie... Wiemy, że teraz głównym problemem nie jest architektura, bo ona sama niczego nie naprawi, nawet gdybyśmy wybudowali złote pałace. Rzeczywistym kłopotem jest zapaść demograficzna miasta – młodzi ludzie nie chcą mieszkać w Gorzowie, nie widzą tu sensu dla siebie. Aktualne zadanie to odwrócenie tendencji. Architektura i ładnie zagospodarowana przestrzeń jest ważna, ale nie rozstrzygająca. Zatem przed nami ciężka praca na wielu frontach.

Jest wydział urbanistyczny w magistracie – część z jego pracowników należy do SARP-u. Środowisko architektoniczne mówi jednym głosem czy tych głosów jest więcej?

– Dokładnie, to dwie osoby Dariusz Jeziorny i Katarzyna Gucałło, pani Kasia zresztą od niedawna jest wiceprezesem SARP. Martwi mnie jednak, że w tym wydziale nie ma zbyt wielu architektów.

Skoro w wydziale jest dwoje członków SARP-u to zastanawiam się czy środowisko jest jednorodne, ma spójny pogląd na kształtowanie przestrzeni w mieście? Jest jeden plan architektów na współpracę z miastem czy jest ich wiele?

– Kontakty SARP-u z urzędem na dzisiaj odbywają się na szczeblu prezydenta i wiceprezydentów i zaczynają przynosić wymierne efekty. Jaskółką nadziei jest – zresztą zgodnie z postulatem wyborczym – zorganizowanie, pierwszego w nowej rzeczywistości, konkursu architektonicznego na obiekt magistratu. Jest teraz naszym oczkiem w głowie – chcielibyśmy, aby rezultat unaocznił gorzowianom, jak można dochodzić do rozstrzygnięć w dziedzinie zagospodarowania przestrzeni. Z kolei ze strony urzędu to dobry sygnał dla nas architektów w dziedzinie wdrażania dobrych praktyk.

Przypomnę może, czym jest konkurs architektoniczny to wiele rozstrzygnięć problemu przestrzennego z różnych punktów widzenia – rozwiązania przedstawiają architekci o różnych temperamentach, wrażliwości. Dowodów na to, jak można mieć różne poglądy na ład przestrzenny w śródmieściu dostarczył konkurs na centrum Gorzowa sprzed sześciu lat – 50 bardzo różniących się prac i wiele wspólnych konkluzji. Reasumując, w niedalekiej perspektywie mamy ważne zadanie – gorzowski SARP w drodze zapytania ofertowego został wybrany organizatorem konkursu na nowy magistrat. Jego celem jest odbudowanie urzędu w połączeniu z zagospodarowaniem budynku po policji oraz sprowadzenie kadry urzędniczej z powrotem do centrum. Chodzi nie tylko o ukształtowanie samej bryły i funkcji kompleksu służącego administracji, ale też uporządkowanie otoczenia tego miejsca, jego kontekstu urbanistycznego. Wszystko po to, aby stwarzać dobrą przestrzeń w mieście.

Mamy już pewne zalążki... Uważam, że nie wszystko, co dotąd zostało zrobione przez miasto jest złe. Mamy bulwar, który w jakimś sensie można zaliczyć do pozytywnych osiągnięć z przeszłości. Ale to miejsce nie może funkcjonować samo dla siebie – musi być powiązane z centrum. Kolejne etapy zagospodarowania zdegradowanych przestrzeni muszą być tak realizowane, aby wyłapać pewne związki przestrzenne i je uszanować, lub na nowo odbudowywać. Liczymy, że przy okazji budowy urzędu, w powiązaniu między innymi właśnie z bulwarem, uda się naprawić znaczący fragment miasta.

Złe jest punktowe kształtowanie przestrzeni, bez wyraźnej myśli spajającej całość, bo potem bardzo trudne jest zbudowanie związków pomiędzy elementami zagospodarowania. Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, ale gdy jedziemy do obcego miasta, chodzimy ulicami i przed nami otwierają się kolejne uliczki, ryneczki, a budowle harmonijnie zamykają przestrzeń wzdłuż przemierzanej trasy to znaczy, że jest porządek, o który ktoś zadbał, że są to po prostu dobrze zbudowane struktury. Człowiek nie nudzi się idąc przez takie miasto. Z kolei u nas przejście z centrum do filharmonii to gehenna – jeżeli ktoś jest w Gorzowie pierwszy raz, na pewno tego nie polubi.

Znany jest termin ogłoszenia konkursu na magistrat?

– Na razie mam informację, że jako SARP będziemy go organizować. Jesteśmy w stałym kontakcie z wydziałem inwestycji – dogrywamy szczegóły. Wiem, że umowa jest przygotowana, na dniach będziemy ją podpisywać. Spisałem już wstępny harmonogram działań i plany są takie, że na przełomie listopada i grudnia będziemy mieli wyniki konkursu – na pewno będzie wystawa pokonkursowa, aby mieszkańcy wyrobili sobie pogląd na to, co przygotowali architekci i jak będzie kształtowana ta część miasta.

SARP w Gorzowie działa od zawsze?

– Nasz kolega, śp. Hirek Świerczyński i koledzy architekci starszego pokolenia (Wiesław Szlachciuk, Jolanta Mijas-Król), w latach 70’ na bazie gorzowskiego koła SARP, które wtedy było w strukturze zielonogórskiej, w Gorzowie powołali samodzielny oddział.

Ciekawi mnie czy SARP jako organizacja architektów w Gorzowie po 1989 roku – gdy nie obowiązywało już centralne planowanie – ma coś w miejskiej architekturze, z czym w pełni się utożsamia? Innymi słowy, czy w Gorzowie jest jakiś zespół budynków, który powstał z inicjatywy i przy udziale SARP-u?

– Trzeba uściślić, SARP jako organizacja nie zajmuje się projektowaniem i budowaniem, to co do niej należy to m.in. organizacja konkursów architektonicznych, promowanie wysokiej jakości architektury. Oczywiście sami członkowie SARP-u są autorami projektów architektonicznych. W minionej epoce, gdy obowiązywało planowanie centrale, doprowadzono do nieszczęścia w postaci klasycznego blokowiska w centrum. Wybudowano tu domy charakterystyczne dla zabudowy peryferyjnej. Teraz nie sposób się tego pozbyć. Ale to nie tylko przypadłość Gorzowa czy Polski – idee corbusierowskie, szczególnie u nas wypaczone i źle zrozumiane, wprowadzano w życie na całym świecie. Problem, że tym podejściem zachłysnęli się niemal wszyscy architekci. Prawda jest taka, że bloki z centrum powinny mieć szansę zniknąć z powierzchni ziemi po 50 latach eksploatacji bez większego żalu. Tak to się dzieje w rozwiniętych krajach. U nas nie będzie łatwo to przeprowadzić, ale trzeba ludzi uświadamiać, że tak może być lepiej dla miasta. To co się stało w centrum w latach 60’ było podbudowane dobrymi intencjami – miały być szersze ulice, nowoczesne budynki. W końcu wyszło, co wyszło. Teraz te szerokie ulicę są solą oku, bo to właśnie nadmierny ruch zdegradował centrum. Układ komunikacyjny Chrobrego – Sikorskiego czyli skrzyżowanie przy katedrze jest charakterystyczne raczej dla tras szybkiego ruchu a nie dla centrum kameralnego miasta.

Wróćmy do pytania. Przypominam, czy w Gorzowie jest jakiś zespół budynków, który powstał z inicjatywy, przy udziale SARP-u?

– W nowej Polsce zostały ograniczone nasze możliwości – przepadły duże biura projektowe, które wcześniej nadawały ton kształtowaniu przestrzeni. Obecnie wszystko, co jest budowane jest projektowane w mniejszych zespołach. No, ale powstało kilka rzeczy, których gorzowskie środowisko architektoniczne nie musi się wstydzić – Park 111, kilka ładnych plomb. Jednak zrealizowanych złożeń urbanistycznych na większą skalę w Gorzowie próżno szukać. Powstające nowe osiedla mieszkaniowe to nie wszystko.

Czyli ani za Woźniaka, ani za Andrzejczaka czy Jędrzejczaka gorzowscy architekci jako środowisko nigdy nie usiedli z urzędnikami i nie próbowali zrobić porządku z miejską przestrzenią?

– Był tylko jeden taki moment, ale inicjatywa nie należała do prezydenta Jędrzejczaka tylko do radnych – to duży konkurs architektoniczny na zagospodarowanie centrum sprzed 6 lat (2009 rok). Wyjątek od reguły. Rada, z naszą pomocą, przeforsowała ten pomysł. Uchwalono budżet i przeprowadzono całą procedurę – w końcu wyłoniono zwycięzcę. Niestety do dziś z najlepszych koncepcji nic nie wprowadzono w życie. Mama nadzieję, że w nowej sytuacji tamte pomysły już da się sukcesywnie realizować.

Debata (http://www.tylkogorzow.com/index.php?id=strona/article/debata/debata-1 ) przygotowana prawie trzy lata temu przez redakcję „tylko gorzów” – było grono kilkunastu uznanych architektów. Wyraźnie wtedy słyszałem, że środowisko nie mówi jednym głosem na temat tych samych planów czy koncepcji.

– Rzeczywiście tak bywa i to też jest pewien problem..., ale najważniejsze, aby o kluczowych kwestiach szczerze rozmawiać.

Podczas samej debaty o miejskiej architekturze nie dało się tego zweryfikować, dlatego zastanawiam się do dzisiaj, z czego wynikają różnice poglądów między architektami? Chodzi o wiek, a może kończyli różne uczelnie lub hołdują różnym estetykom architektonicznym? Gdy grup najlepszych fachowców mówi różnym głosem na temat tych samych obiektów to u słuchacza musi pojawić się niepokój...

– Proszę się nie martwić... Sytuację świetnie obrazuje dowcip: przypadkiem spotyka się dwóch od dawna praktykujących architektów – razem studiowali. Jeden prowadzi za rękę małego chłopca. Nie widzieli się jakiś czas – dyplomy zdobyli ładnych parę lat temu. Jeden drugiego zagaduje patrząc na dziecko: – Twoje? – Tak. – Ja bym to zrobił inaczej... Odpowiedź to kwintesencja tego zawodu. To profesja bardzo twórcza – architekt przygotowując projekt można powiedzieć, mocno w niego wchodzi. Stąd bardzo różne podejścia, a potem skrajne oceny jego pracy. Wracając do konkursu. Gdy sędziują architekci o dużym doświadczeniu to ich wybory są dobre i najczęściej nie budzą kontrowersji. Z kolei dochodzenie do wspólnej konkluzji czy wniosku wcale nie jest aż takie trudne. Najlepszym przykładem jest nasz konkurs na centrum gdzie na 50 bardzo różnych prac, ponad 35 wśród istotnych rozstrzygnięć przestrzennych proponowało budowę dwóch mostów przez Wartę, aby poprawić układ komunikacyjny. To oznacza, że są pewne obiektywne kryteria oceny pracy architektów czy urbanistów, a ostateczne rozstrzygnięcia często mamy wspólne. Nie wiem, co było przedmiotem tak wielkich rozbieżności na wspomnianej debacie. Ale pewnie gdyby je podeprzeć jedną bazą założeń i oczekiwanych celów to rozwiązania poszłyby w jednym kierunku. Ponadto nie obawiałabym się pewnych dysonansów, bo one nie są wcale groźne, w większym stopniu są twórcze. My się nawzajem przekonujemy – dyskusje są ostre, ale też owocne. Nie bałbym się też tego, że jeden architekt ma inne zdanie od drugiego, bo to wcale nie oznacza, że któryś z tych poglądów jest zły – może być tak, że dwa rozwiązania są równoważne i dobre. Tak jest też w innych zawodach – lekarze przy jednym schorzeniu stosują różne metody leczenia i obaj mogą osiągnąć sukces.

Wtedy skrajnie różne oceny budziła przebudowa willi przy Kosynierów Gdyńskich według projektu Pawła Sierakowskiego.

– To przykład, który rzeczywiście trudno rozstrzygnąć... Nie mam nic przeciwko temu, aby budować różnorodne formy. Każdy ma prawo do własnej ekspresji. Projekt – z koncepcją szklanej obudowy – sam w sobie trzeba uznać za dobry. Problem w tym, że nie jest dopasowany do realiów. Wprost nawiązuje do idei budowania pomników w mieście bez uwzględnienia okoliczności. Pierwszy mój zarzut do tego opracowania to próba – na pewnym etapie prac koncepcyjnych – zamknięcia Kosynierów Gdyńskich. Realizacja takiego projektu zablokowałaby przygotowanie tak zwanej małej obwodnicy dla centrum – właśnie tam miałby prowadzić szlak w stronę Warty i na drugi most przez rzekę. Teraz jest tam jeszcze miejsce na przygotowanie takiej trasy. Po przebudowie według pierwszej koncepcji willi na MOS taka szansa mogłaby zostać zaprzepaszczona. Ponadto pod względem ekonomicznym i eksploatacyjnym realizacja takiego projektu jest problematyczna.

Podczas rozmowy z nowym prezydentem zapytałem o to, jak wyobraża sobie współpracę ze środowiskiem architektonicznym w Gorzowie? – to ważne wobec tego, że wsparło go w kampanii. Powiedział, że wzmocni siłę komisji urbanistycznej oraz powoła architekta miejskiego. Czy pan coś o tym wie?

– Zostaliśmy poproszenie przez urząd o przedstawienie akceptowalnego modelu funkcjonowania służb administracji budowlanej i przede wszystkim planowania przestrzennego, bo w naszej ocenie źle działały za rządów prezydenta Jędrzejczaka. Oprócz likwidacji funkcji architekta miejskiego wspomniane wydziały zostały rozdzielone – to miało swoje złe efekty, bo nie było współpracy, szwankowała koordynacja zadań. Koledzy otrzymywali decyzje o warunkach zabudowy przygotowane w wydziale urbanistyki, do których mieli zwykle sporo zastrzeżeń. Obecnie te zespoły zostały sklejone. To wynik sięgnięcia do wzorców dobrze funkcjonujących we Wrocławiu, Poznaniu czy Szczecinie. Miałem kilka rozmów z wiceprezydentem Szymankiewiczem. Wiem, że urząd pracuje nad wdrożeniem sugerowanych modeli. Co z tego wyniknie? – zobaczymy. Na razie uzbroiłem się w cierpliwość... Pierwszy ruch został wykonany – mamy jeden wydział urbanistyki i architektury. Czekamy na dalsze ruchy, bo mamy świadomość, że nie trzeba wymyślać prochu. Dobrze funkcjonujące miasta opierają się na sprawdzonych rozwiązaniach i to przynosi efekty.

A co z architektem miejskim?

– To nasz postulat jeszcze z kampanii. Ale, aby architekt miejski był skuteczny musi mieć odpowiednie instrumenty prawne i być wyposażony w skuteczne środki działania... Na szczęście panowie prezydenci doskonale znają realia – nie ma co wywarzać otwartych drzwi, wystarczy zajrzeć, jak to robią choćby w najbliższym nam Szczecinie gdzie wiceprezydent miasta i architekt miejski są członkami SARP-u. Jak się rozmawia z kolegami stamtąd to są kwitnący – czują, że ich tam się słucha, a rozwój miasta ruszył z kopyta. Mają spektakularne realizacje, choćby tamtejszą filharmonię, która przejdzie do historii światowej architektury. Przypomnę, projekt został wyłoniony w drodze konkursu – wygrał architekt z Hiszpanii, a nagrodą był projekt realizacyjny. Teraz mają u siebie prawdziwą perłę.

Uściślimy, jak mają wyglądać relacje między architektem miejskim a komisją urbanistyczno-architektoniczną?

– Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. Na razie nie możemy mówić o żadnych relacjach, bo nie ma architekta miejskiego. Pozwoliłem sobie zaprosić pana prezydenta na zjazd naszej izby architektów – 21 marca w Bibliotece Herberta – z prośbą, aby zechciał nam powiedzieć o planach magistratu dotyczących tych spraw. Ponieważ jesteśmy w stałym kontakcie, mam nadzieję, że do tego czasu będzie precyzyjna informacja na ten temat. Co do komisji urbanistyczno-architektonicznej, to bezpośredniej podstawy prawnej dla niej dostarcza ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Będąc ciałem doradczym dla prezydenta miasta, wyraża opinię w sprawach z zakresu planowania zagospodarowania przestrzennego stanowiących przedmiot decyzji władz samorządowych. Sprowadza się to głównie do opiniowania opracowywanych planów zagospodarowania przestrzennego. Chodzi o to, że skład tej komisji może być, że tak powiem, niestabilny – ustawa zakłada, że mogą tam też być ludzie, którzy nie są architektami czy urbanistami. Z kolei stanowisko architekta miejskiego powinno być dobrze umocowane, aby miał realną szansę wpływania na przestrzeń.

Czyli architekt miejski nie jako funkcja doradcza, ale wprost decyzyjna?

– Tak powinno być.

Najbardziej kontrowersyjne zarazem wyeksponowane miejsca w Gorzowie. Co jest rzeczywistą przyczyną tego, że pewne sprawy od lat nie zostały ruszone? Jak sądzę, teraz można o tym mówić wprost. Na przykład bałagan architektoniczny przy Hawelańskiej w okolicach PZU i blokowanie przez miasto budowy jednego z prywatnych inwestorów.

– Tematu nie znam od środka, ale wiem, że była próba realizacji takiej inwestycji. Obecnie jest kompletny chaos. Zgadzam się, to jedno z tych miejsc, które wymaga natychmiastowych działań.

Widział pan projekt przygotowany przez inwestora?

– Kilka lat temu zajrzałem do niego, ale teraz nie podjąłbym się głębszej oceny. O ile dobrze pamiętam, w grę wchodziła dobudowa. Jeżeli tak, to dobry plan, bo to miejsce zdecydowanie wymaga zabudowy. To jest bardzo ważna lokalizacja w centrum – bo ten fragment miasta jest widoczny z bardzo wielu miejsc. A co widać? Otwarte oficyny dwóch kamienic, budki handlowe, zamknięty lokal gastronomiczny i postój taksówek – tak nie powinno wyglądać centrum. Co do formy zabudowy, zawsze można dyskutować... Akurat w tym rejonie w bardzo już odległych czasach (śmiech) przygotowywałem dyplom na studiach architektonicznych moje zadanie poległo między innymi na pouzupełnianiu zabudowy. Takich miejsc w Gorzowie jest sporo.

Ale dla tego miejsca, o którym wspomnieliśmy, projekt jest gotowy od kilku lat, ale miasto robiło problemy – nie wydawało pozwolenia na budowę. Sprawa nawet trafiła do sądu.

– Przypominam sobie, to kuriozalna sytuacja – kolega architekt przepychał się z administracją budowlaną o wysokość daszków...

Teraz sprawa jest już finalizowana, a pozwolenie na budowę ma być na dniach. Ciekawi mnie jeszcze pana opinia na temat Strzeleckiej. Może nie samej ulicy i najbliższego otoczenia, ale całego miejscowego planu z koncepcją wielopoziomowego parkingu przy Parku 111 i ronda na skrzyżowaniu przy dawnym kinie Słońce. Co pan o tym sądzi?

– Parkingi to kwestia drażliwa, bo ostatecznie dotyczy niemal wszystkich miejsc w Gorzowie... Trochę się uchylę od odpowiedzi wprost, zarazem powiem o pewnej zasadzie. Należy uspokajać ruch w centrum poprzez umożliwienie parkowania samochodów na obrzeżach wspomnianej już miniobwodnicy. To są dobre rozwiązania z konkursu na centrum. Z tego powodu byłbym bardzo ostrożny, jeżeli chodzi o wpuszczanie intensywnego ruchu i parkowanie dużej ilości pojazdów w ścisłym centrum. Tym bardziej, że w Gorzowie da się to rozwiązać bezkolizyjnie – to nie gigantyczne miasto jak Londyn czy Hamburg. Niektóre wielkie aglomeracje robią przymiarki do tego, aby swoje centra w ogóle uwolnić od ruchu samochodowego. Jeżeli tam można, to u nas tym bardziej. Trzeba sobie uświadomić, jako architekci też musimy nad tym mentalnie popracować, że nie wszędzie trzeba wjechać autem pod drzwi. Oczywiście można zbudować parking, który nie będzie straszył przechodniów często ogromne są budowane w centrach miast i ich po prostu nie widać. Są parkingi podziemne i naziemne, których architektura jest przyjemna dla oka i harmonizuje z otoczeniem. Ale akurat u nas nie o to chodzi – w Gorzowie ruch trzeba wyprowadzić ze ścisłego centrum, a parking przy Parku 111 w tym na pewno nie pomoże. Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, ale nasze centrum – na przykład trasę od Biblioteki Herberta do starego szpitala przy Warszawskiej – możemy spacerkiem przemierzyć w nieco ponad 10 minut. To wcale nie są wielkie odległości.

Ale jeszcze plan dla Strzeleckiej i... rondo na skrzyżowaniu Jagiełły – Chrobrego?

– Wracam do rezultatów konkursu. Gdybyśmy zlikwidowali element komunikacyjny w postaci ulicy Chrobrego na odcinku od dawnego kina Słońce do Mostu Staromiejskiego to nie ma o czym mówić. Rondo wtedy nie wchodzi w rachubę. Reasumując, to wszystko trzeba na nowo odkopać i przemyśleć... Był zrobiony plan zagospodarowania ulicy Strzeleckiej przez kolegów Myckę i Gołackiego – to nie jest zły plan, ale z wielu względów rada miasta go nie przyjęła. W mojej ocenie, jeżeli chodzi o samą zabudowę tego kwartału, autorzy wykonali kawał dobrej roboty. Natomiast pewne kwestie – na przykład komunikacyjne – trzeba jeszcze raz przeanalizować. Tu widzę wielką rolę dla urbanistów, architektów i komunikantów, powinni zrobić nowy model dla komunikacji w Gorzowie z założeniem, aby sukcesywnie wyprowadzać ruch ze ścisłego centrum. Podsumowując, z moich informacji wynika, że spór wokół Strzeleckiej wygasł z przyczyn naturalnych – prywatny inwestor już nie ma przeciwnika w osobie prezydenta Jędrzejczaka, a administracja z nowym prezydentem rozwiązuje problem.

Ostatnie dni... Jest w środowisku jakiś temat na topie? Coś o czym architekci ostatnio gorąco dyskutują?

– Zdecydowanie konkurs na projekt magistratu. Za moment będę musiał w to przedsięwzięcie wciągnąć większą grupę kolegów architektów, bo przyprowadzenie takiej procedury to nie jest zadanie dla jednej osoby. Przyznaję, że powodzenie tego konkursu jest dla mnie bardzo ważne, zresztą przełożenie go potem na realne działania budowlane również. Na szczęście dla rozwiązań konkursowych, w magistracie jest teraz dobry klimat – w wydziale urbanistyki i architektury koledzy i koleżanki chwalą się, że na każdym biurku leżą i są brane pod uwagę wyniki konkursu sprzed sześciu lat. To dobry znak.

Dziękuję.

Stowarzyszenie Architektów Polskich SARP to organizacja z wieloletnią tradycją, ma ponad 125 lat. Powstała jeszcze przed odzyskaniem niepodległości. Zalążki organizacji powołano najpierw w Krakowie, potem w Warszawie. Przystąpienie do stowarzyszenia jest dobrowolne – kto chce, ten należy. Ale przez dziesiątki lat wypracowała sobie uznanie w dziedzinie promowania architektury, edukowania swoich członków oraz przygotowywania konkursów architektonicznych – ma swój regulamin, sędziów konkursowych i tradycje w organizowaniu takich przedsięwzięć. SARP ma charakter opiniotwórczy – przez umocowania statutowe jest predestynowane do promowania architektury najwyższej jakości. Z kolei Izba Architektów jest organizacją samorządu zawodowego – jest obowiązkowa. Gdy architekt chce być aktywny zawodowo – sprawować samodzielne funkcje techniczne w budownictwie – musi należeć do Izby. SARP-ów regionalnych jest 25 (w lubuskim oddział zielonogórski i gorzowski), a Izby działają od 2002 roku, pokrywają się z podziałem administracyjnym – jest ich 16. Izby powstały na mocy ustawy o samorządach zawodowych w myśl dyrektywy unijnej – SARP jako jedyne stowarzyszenie zrzeszające znaczącą liczbę architektów było akuszerem powstania samorządu zawodowego. Izby to instytucja, która przejęła pewne obowiązki administracji państwowej – chociażby przeprowadzanie egzaminów na uprawnienia budowlane, prowadzenie rejestrów osób uprawnionych do sprawowania samodzielnej funkcji w budownictwie. SARP gorzowski zrzesza około 60 architektów, a Lubuska Izba ponad 180. Akt prawny ustanawiający Izbę Architektów, powołał też Izbę Inżynierów Budownictwa oraz Izbę Urbanistów, ale w ostatnim czasie, w wyniku działań deregulacyjnych, ta ostatnia została rozwiązana.

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x